czwartek, 18 kwietnia 2013

Dlaczego kochamy psychopatów?

Nie mnie mówić o psychopatach i zagłębiać się w tę złożoną problematykę. Ale mogę co nieco popisać o ich filmowych kreacjach.

Nie ma się co oszukiwać - Milczenie owiec oglądamy dla doktora („nie po to studiowałem sześć lat medycynę, żeby nazywać mnie «panem»”) Hannibala Lectera. Mimo że oś fabularna to zdecydowanie reprezentant dumnego gatunku thrillerów psychologicznych, nie skupiamy się aż tak na układaniu puzzli motywów naszego antagonisty i dopasowywaniu poszlak – cały wątek kryminalny jest tu tylko tłem i pretekstem dla ekspozycji postaci naszego drogiego psychologa psychopaty.

Każde rozważania warto zacząć od definicji pojęć. Zajrzyjmy więc do nieocenionego es-jot-pe, który przedstawia nam taki oto opis:
psychopata
2. «o kimś, kto zachowuje się niezgodnie z przyjętymi normami i budzi lęk w otoczeniu»

Co ciekawe, podobne słowa znajdziemy pod hasłem:
socjopata
«zaburzenie osobowości polegające na nieprzystosowaniu się jednostki do życia w społeczeństwie»


Intuicyjnie mianem tego pierwszego określa się mordercę, zazwyczaj seryjnego, który zabójstwa dokonuje w szczególnie okrutny, perwersyjny, rytualny – jak to określił sam doktor - „egzotyczny” sposób, a jego motywacji nie da się podciągnąć pod dobra materialne, zemstę czy traumę. Czyni więc zło nie ze słabości, ulegając czy to chciwości, czy gniewowi, ale z pobudek, które trudniej wyszperać w katalogu „racjonalne”. Jednak uczona definicja wspomina wyłącznie o „egzotyce”, o „zachowaniu niezgodnym z przyjętymi normami”. Psychopata jawi się nam zatem jako jednostka, która nie chce przestrzegać hobbesowskiej umowy społecznej, jest wyzwolona z okowów norm i konwenansów, słowem – indywidualista, człowiek wierny sobie. Oczywiście to działa tylko jeśli przyjmujemy wydumaną wizję „naturalnego stanu ludzkości”, od którego owe normy skutecznie nas oddalają, ale jeśli spojrzymy na conradowskiego Kurza i to, co jego przypadek nam o nich mówi...

Ale co takiego nas w owych indywiduach pociąga?

Dodany obrazek

John Doe z filmu Sie7em. Ciężko powiedzieć, czy jakikolwiek widz poczuł do niego choć odrobinę sympatii, ale z pewnością intrygował i wzbudzał szacunek. Chłody, niezwykle oczytany, inteligentny socjopata, którego każde działanie było wykalkulowane, każdy szczegół dopracowany – oglądając film widzimy ile lat zajęło mu przygotowanie i wykonanie swojego dzieła. Ciekawą rzeczą jest to, że morderstwa to jedynie, znów powołując się na słowa doktora, „skutek uboczny” jego działań. Nie chodzi mu o sam akt – wybiera tę drogę, ponieważ tylko dzięki niej będzie mógł przekazać światu swoją wiadomość. J.D. Sam siebie nie uważa za obłąkanego, jak mówi „It's more comfortable for you to label me as insane”. Uważa, że przypisanie etykietki niepoczytalności to wybieg, sztuczne rozwiązanie, fałszywa przyczyna, która ma wyjaśnić misterną serię morderstw. Zamiast zastanowić się nad samą zbrodnią, nad tym, czym jest grzech i nad jego powszedniością (D.M.: Wait, I thought all you did was kill innocent people. J.D.: Innocent? Is that supposed to be funny?) czy nad samą naturą zła, nad naszą wobec niego apatią, nad wygodnym przyznaniem, że w każdym jest i dobro, i zło – zamiast tego przypinamy karteczkę „szaleństwo”, przypisujemy winę nieprawidłowo przebiegającym procesom neurobiologicznym. Nie pora jednak zagłębiać się teraz w treść tego wspaniałego filmu. Nie mogąc się jednak oprzeć, wrzucę tu jeden z licznych genialnych występujących w nim dialogów.


Być może źle zrobiłem wybierając Johna jako pierwszą postać do omówienia, ponieważ zdecydowanie nie można powiedzieć, że go kochamy i oglądamy film, by podziwiać jego spostrzeżenia na temat otaczającego świata; jednak człowiek ten bez wątpienia nas intryguje. Ma te cechy, które sprawiają, że nie rozmywa się w pamięci wraz z licznymi innymi fikcyjnymi bohaterami: zmusza do myślenia poprzez swoje działania – nie pozostawia problemów na płaszczyźnie teorii i mądrych pism, ale zmusza do gruntownej apologetyki naszych przekonań, co więcej – nie porusza abstrakcyjnych zagadnień, nie wymyśla sobie np. „człowieka pierwotnego”, by potem w elokwentnych traktatach argumentować swoje racje (uwielbiam ci wbijać szpile, Jacques), ale dotyka problemów tak boleśnie realnych, że nie można bez zastanowienia i z miejsca odrzucić jego spostrzeżeń.

Dodany obrazek

Anton Chigurh z filmu To nie jest kraj dla starych ludzi. Podobnie jak w poprzednim przypadku, tu też nie można powiedzieć, że postać ta wzbudza miłość, ale jest temu bliższa niż John. Abstrahując od treści i problematyki filmu; przyznajmy, Anton nas fascynuje. Jego zabójcza pewność siebie, zdecydowanie i niedopuszczanie jakiejkolwiek dyskusji czy dialektyki, nie branie nawet pod najkrótsze rozważanie jakichkolwiek argumentów czy racji („People always say the same thing. They say, «You don't have to do this.»”). Także i w tym wypadku szaleństwo nie może zostać stuprocentowo stwierdzone. Anton po prostu nie kieruje się racjonalizmem i to bynajmniej nie dla tego, że wierzy jakiemuś innemu nurtowi – on po prostu nie widzi wartości w rozumie. I może właśnie o to chodzi. Człowiek, który podejmuje jakiekolwiek decyzje, który przed działaniem cokolwiek rozważa, staje w obliczu Antona, który po prostu jest. Który po prostu robi.

Dodany obrazek

Jean-Baptiste Grenouille z filmu Pachnidło. „W osiemnastym stuleciu żył we Francji człowiek, którego spośród jakże licznych w tej epoce genialnych i odrażających postaci zaliczyć wypada do najbardziej genialnych i najbardziej odrażających. (...) Nazywał się Jean-Baptiste Grenouille”. W tym momencie szala między psychopatą a socjopatą przechyla się na stronę tego drugiego. W pewnym sensie ciężko nam winić Grenouille'a za jego czyny, jako że nigdy nie mamy w pełni poczucia, że jest to człowiek, że jest to prawdziwa osoba – jego niemożność wejścia w relację, niemożność jakiegokolwiek przystosowania do społeczeństwa już nie w sensie norm, które mają zapewnić temuż społeczeństwu przetrwanie, nie w sensie jakichkolwiek umów, ale zwyczajnej ludzkiej wspólnoty; wszystko to sprawia, że nie potrafimy obarczyć go winą, za zbrodnie, których dokonał – zupełnie jak nie możemy obwinić niemowlaka o to, że stłukł naczynie. Tak, zrobił to, ale jednak... Co prawda Pachnidło nie stara się być realistycznie realistyczne, a raczej magicznie realistyczne lub też baśniowe, ale to niewiele zmienia. Jak pamiętamy, Grenouille nie miał własnego zapachu, był, ale nie istniał w świecie, czy raczej istniał, ale nie był. Próbował stworzyć zapach absolutny, zapach wywołujący wśród ludzi najpotężniejszą miłość – i odniósł sukces. Ale to wciąż pozostawał tylko jej materialny wymiar, zaledwie namiastka wszelkich metafizycznych tęsknot. Wszystko to sprawia, że rodzi się w nas pewne współczucie, pokrętne zrozumienie jego motywacji. Choć niewątpliwie genialny i odrażający, Grenouille nie jest zły do szpiku kości.

Dodany obrazek

Hannibal Lecter z filmu Milczenie owiec. Doktor Hannibal jest w filmie jednym z dwóch psychopatów – drugi to Buffalo Bill, który, można by rzec, jest bardziej klasyczny. Bill morduje młode kobiety i obdziera je ze skóry, by uszyć z niej strój, który pozwoli dokonać mu metamorfozy. Z analizy doktora Lectera, którego pacjentem był kiedyś Bill, poznajemy motywy zabójcy. Okazuje się, że psychologia jest w stanie wytłumaczyć jego zachowania traumą i lękami, dzięki czemu widz może być spokojny. To tylko zwykły szaleniec. Z kolei Hannibal... Dżentelemen, elokwentny, opanowany, bardzo inteligentny i z dużym zasobem wiedzy. Gdy doktor Lecter mówi, słuchamy w napięciu, gdy zadaje pytania, podziwiamy ich trafność, jego opinie są cenne, spostrzeżenia niemal bezbłędne, a działania starannie wykalkulowane. Kiedy wrażliwa Clarice opowiada mu o swoim dzieciństwie, słucha z uwagą, a nawet z pewnym wzruszeniem. Rysuje, jest estetą. Traktuje porządnych ludzi z respektem, karierowiczami i, jak ich określa, „chamami” pogardza. Co jednak sprawiło, że trafił za kratki, czy raczej – za kuloodporną szybę ze względu na szczególnie wielkie zagrożenie jakie stanowi? Przecież to całkiem miły facet, ułożony erudyta. Jest wyrozumiały dla Clarice, ba, pomaga jej nawet w śledztwie. Oczywiście każdy, kto oglądał w swoim życiu już kilka filmów z fabryki snów, bezbłędnie wskaże moment, w którym twórcy przypomną nam o psychopatycznej stronie Hannibala, pokazując jak dokonuje krwawego i perwersyjnego mordu. Wszystko to ma na celu sprawić, że przez godzinę z hakiem nabierzemy sympatii i podziwu dla Lectera, by potem skonfrontować ów podziw z jego, chciałoby się napisać „głęboko skrywaną” naturą, lecz nie – jego osobowość to spójna całość. Od początku wiedzieliśmy, do czego jest zdolny, a jednak daliśmy się złapać w pułapkę i psychopatia bohatera była dla nas tylko informacją bez realnych implikacji. Mimo wszystko po owej scenie nie jesteśmy w stanie na powrót poczuć odrazy do doktora. Przecież nie zabije Clarice. Przecież zemści się Chiltonie, a to w końcu [beeep] i może nawet mu się należy, prawda?

Psychopata na ekranie zawsze pozwala nam zobaczyć what if. Co by było, gdyby uwolnić instynkty, gdyby popłynąć rzeką Kongo w głąb dżungli z dala od społeczeństwa, jakie znamy. Psychopata to zawsze mastermind, a my lubimy geniuszy, lubimy pojedynki intelektualne, lubimy zastanawiać się, jak Lecter zdobył długopis i doceniać misterne zagadki Johna Doe, lubimy, gdy postać nie jest ograniczona konwencją, gdy, jak Hannibal, może zrobić co chce, oszczędzić jednych, zabić drugich. Ale psychopaci to przede wszystkim pytania (i mam tu na myśli mądre pytania do przemyślenia, a nie świadczące o wielkości i głębi filmu pytania o to, czy bączek się przewróci, czy będzie się kręcił w nieskończoność – tak, panie Nolan, to do pana), jeden z punktów na sieci rzeczywistości, który wyrywa z rozważań teoretycznych i pokazuje, że problem naprawdę istnieje, a wręcz jest tuż obok, muska nas delikatnie

No i jest taki jeden psychopata, taka jedna fikcyjna postać, która wymyślnie morduje inne fikcyjne postacie, przyprawia je o niesamowite cierpienie, a jednak niezwykle często ląduje w rankingach top ten moich ulubionych bohaterów, jest na koszulkach, jej cytaty weszły na dobre do popkultury, a odbiorcy domagają się coraz to nowszych dzieł z jej udziałem.

Dodany obrazek

Ale to już materiał na inną opowieść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz